Ujrzałam w nich Liama.
-Cześć, Alex.-zaczął cicho.
-Hej.-odpowiedziałam obojętnie, po czym wlepiłam wzrok w ścianę.
-Kolejny chce przeprowadzić ze mną pocieszającą rozmowę?-pomyślałam.
-Jak się czujesz?-zapytał i usiadł koło mnie.
-Dobrze. Dziękuję.-odpowiedziałam nie zwracając na niego uwagi.
-To dobrze. Denerwujesz się tą sobotą?
-Trochę.-wciąż miałam obojętny ton.-wiem, że się uda. A nawet jeśli nie, nie będę się poddawać
-Cieszę się, że masz takie podejście do tego.
W tym momencie odwróciłam się, siedział tuż za mną. Spojrzałam mu prosto w oczy. Nie mogłam wypowiedzieć słowa. Nasze twarze dzieliły jedynie milimetry. W tym momencie drzwi się otworzyły.
-Idziecie z nami... ups... przepraszam...-do pokoju wszedł Harry, ale gdy nas zobaczył od razu się wycofał.
Otrzepałam głowę i natychmiast wróciłam na ziemię. Podobnie jak Liam. Odsunęliśmy się od siebie i spuściliśmy wzrok.
-Umm... Idziemy zobaczyć o co mu chodziło?-przerwał ciszę.
-Ok.
Wyszliśmy z mojego pokoju. Dom był pusty. Liam rozłożył ręce.
-Świetnie! Zostawili nas!
Wyglądało to dosyć śmiesznie, więc wybuchłam dzikim śmiechem.
-Nie śmiej się!-krzyknął żartobliwie.
-Przepraszam, ale nie mogłam tego powstrzymać.-wciąż się śmiałam.
Po chwili on też zaczął się śmiać.
-To co robimy?-zapytałam gdy już się uspokoiliśmy.
-Yhh... nie wiem. A co chcesz robić?
-Hmm... Mam pomysł.
Pojechałam do pokoju, wzięłam swoja lustrzankę i wróciłam do Liama. Domyślił się co chcę robić. Rozmawialiśmy długo, porobiliśmy mnóstwo zdjęć, aż w końcu nadeszła godzina 21. Musieliśmy się pożegnać. Chłopak mnie przytulił i wyszedł. Poprawił mi humor. Pojechałam do pokoju, wzięłam prysznic i ubrałam się w piżamę. Położyłam się na łóżko i zasnęłam...
czwartek, 28 lutego 2013
środa, 27 lutego 2013
Rozdział szósty
-O co chodzi, Alex?
-Słuchaj... Bo ja nie mogę przyjść na te twoje urodziny?
-Dlaczego?-zapytał rozczarowany.
-Bo mam operację akurat w ten dzień...
-Aha... W takim razie muszę je przełożyć.
-Co?! Niee!-krzyknęłam do telefonu.-Nie możesz!
-Jasne, że mogę! Tego dnia wszyscy będziemy z Tobą.
-Ale Zayn...
-Nie ma żadnego "ale", postanowione.
-Ale...
Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, bo chłopak się rozłączył. Czułam się taka wyjątkowa, każdy odwoływał swoje plany tylko po to aby ze mną być...
Odprowadziłam Agnes pod drzwi, pożegnałam się z nią i wróciłam do ogrodu. Myślałam o tym co zrobię najpierw jak stanę na nogi. Z tych rozmyśleń wyrwał mnie głos Harry'ego.
-Eghem...
-Tak?-odwróciłam się, przede mną stał braciszek z Louis'em.
-Chcieliśmy Cię przeprosić...-powiedział Lou.
-Nic się nie stało. To tylko głupi żart. Nie myślcie, że wam odpuszczę...-powiedziałam śmiejąc się.
-Ale... my naprawdę żałujemy. Nie możesz puścić tego w niepamięć?-odezwał się Hazz.
-Hmm... Nie.-odpowiedziałam szczerząc się.
-No trudno... Trzeba było pomyśleć o konsekwencjach...-powiedział zrezygnowany Lou.
Zrobili smutne miny i usiedli naprzeciwko mnie w altance.
-Rozmawialiśmy z Zayn'em....-zaczął Harry.
-Aha... Wybaczcie, że zniszczyłam wam imprezę.
-Ach, przecież to nie Twoja wina. Będziesz mogła chodzić-rzekł brat, na co Louis potakiwał kiwaniem głowy.
-No niby tak, ale czuję się winna.
-Niepotrzebnie.-odezwał się Lou.
-Dobra, koniec rozmów. Zaraz mają przyjść chłopaki.
-Czyli?
-Zayn. Liam i Niall.
-Aha... Fajnie.-uśmiechnęłam się i pojechałam do swojego pokoju.
Zeszłam z wózka i usiadłam na łóżku,. Znów zaczęłam rozmyślać. Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi roznoszący się po całym domu.
-To pewnie chłopaki.-pomyślałam.
Nie przejęłam się nimi. Chciałam pobyć sama. Ostatnio coś za często się to zdarzało. Z zadumy wyrwało mnie ciche pukanie do drzwi.
-Proszę.-wpuściłam osobę do środka.
Drzwi się wychyliły. Ujrzałam w nich...
-Słuchaj... Bo ja nie mogę przyjść na te twoje urodziny?
-Dlaczego?-zapytał rozczarowany.
-Bo mam operację akurat w ten dzień...
-Aha... W takim razie muszę je przełożyć.
-Co?! Niee!-krzyknęłam do telefonu.-Nie możesz!
-Jasne, że mogę! Tego dnia wszyscy będziemy z Tobą.
-Ale Zayn...
-Nie ma żadnego "ale", postanowione.
-Ale...
Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, bo chłopak się rozłączył. Czułam się taka wyjątkowa, każdy odwoływał swoje plany tylko po to aby ze mną być...
Odprowadziłam Agnes pod drzwi, pożegnałam się z nią i wróciłam do ogrodu. Myślałam o tym co zrobię najpierw jak stanę na nogi. Z tych rozmyśleń wyrwał mnie głos Harry'ego.
-Eghem...
-Tak?-odwróciłam się, przede mną stał braciszek z Louis'em.
-Chcieliśmy Cię przeprosić...-powiedział Lou.
-Nic się nie stało. To tylko głupi żart. Nie myślcie, że wam odpuszczę...-powiedziałam śmiejąc się.
-Ale... my naprawdę żałujemy. Nie możesz puścić tego w niepamięć?-odezwał się Hazz.
-Hmm... Nie.-odpowiedziałam szczerząc się.
-No trudno... Trzeba było pomyśleć o konsekwencjach...-powiedział zrezygnowany Lou.
Zrobili smutne miny i usiedli naprzeciwko mnie w altance.
-Rozmawialiśmy z Zayn'em....-zaczął Harry.
-Aha... Wybaczcie, że zniszczyłam wam imprezę.
-Ach, przecież to nie Twoja wina. Będziesz mogła chodzić-rzekł brat, na co Louis potakiwał kiwaniem głowy.
-No niby tak, ale czuję się winna.
-Niepotrzebnie.-odezwał się Lou.
-Dobra, koniec rozmów. Zaraz mają przyjść chłopaki.
-Czyli?
-Zayn. Liam i Niall.
-Aha... Fajnie.-uśmiechnęłam się i pojechałam do swojego pokoju.
Zeszłam z wózka i usiadłam na łóżku,. Znów zaczęłam rozmyślać. Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi roznoszący się po całym domu.
-To pewnie chłopaki.-pomyślałam.
Nie przejęłam się nimi. Chciałam pobyć sama. Ostatnio coś za często się to zdarzało. Z zadumy wyrwało mnie ciche pukanie do drzwi.
-Proszę.-wpuściłam osobę do środka.
Drzwi się wychyliły. Ujrzałam w nich...
wtorek, 26 lutego 2013
Rozdział piąty
Pobudkę tego dnia nie miałam zbyt miłą... Chłopcy wpadli na pomysł, aby mnie obudzić. Co za dwa pajace... Nalali wody do wiadra i ją na mnie wylali. Mój materac był cały mokry, nie wspominając już o mnie...
-Hahahaha!-śmiali się oboje.-Byś widziała swoją... swoją... swoją... minę! Hahahahaha!
Zaczęli tarzać się po podłodze.
-Idioci!!! Nienormalni jesteście!!!-byłam wściekła.-Macie szczęście, że nie mam władzy nad nogami, i że nie mogę wstać. Byście byli martwi!!!
-Hahahaha!-nie zwracali uwagi na moje "groźby".
-A "hahahaha".-przedrzeźniałam ich.-Niee... Jednak nic wam nie zrobię...
Chłopcy od razu spoważnieli.
-O-ooo.-powiedział wystraszony Harry.-Ona nie odpuszcza... Ma plan.
Spojrzeli tylko na siebie przerażeni po czym krzyknęli głośno "WIAAAĆ!!!". I uciekli co sił w nogach, a ja tylko uśmiechnęłam się zwycięsko. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że jestem do cholery mokra. Zrobiło mi się zimno. Wsiadłam na wózek i pojechałam do łazienki się wysuszyć, przebrać i uczesać. Dziś oszczędziłam sobie makijażu. Postawiłam na naturalność. Ubrałam się w TO, włosy zaplotłam w warkocz i wyszłam z łazienki. Brak planów na resztę dnia sprawiał, że kompletnie nic mi się nie chciało. Spojrzałam na swoje dłonie i postanowiłam pomalować paznokcie. Skończyłam po 30 minutach. Byłam zadowolona z efektu. Ale wiąż nie miałam co robić. Włączyłam laptopa i zalogowałam się na Twitterze, dodałam wpis:
Macie jakieś plany na dzisiaj? Ja niestety nie...
Opublikowałam posta i w tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Myślałam, że to chłopaki, więc krzyknęłam "wejdźcie, durnie!". Do pokoju weszła mama, jej wyraz twarzy przedstawiał ogromne zdziwienie.
-O hej...-powiedziałam zawstydzona.-Przepraszam, myślałam, że to chłopcy...
-Rozumiem...-zaśmiała się.
-A więc... O co chodzi?
-Słuchaj... Załatwiłam Ci operację.
-Co?! Po co?!-wybuchnęłam.
-Uspokój się! Nie chcę patrzyć jak moja córka spędza resztę życia na wózku inwalidzkim!
-Ale mnie się to podoba!-skłamałam. Chciałam wreszcie stanąć na nogi, ale bałam się tej operacji.
-Tak? Rozumiem, że nie chcesz już chodzić, pływać, tańczyć... Dziewczyno! Zobacz jak ten wózek uprzykrza ci życie! Masz problemy z "przesiadkami", nie możesz kąpać się w wannie, nie możesz chodzić po schodach, nie możesz tańczyć, pływać, biegać, ćwiczyć, stać... I co najważniejsze...-zmieniła ton.-nie możesz chodzić.
Popatrzyłam tylko na nią. Moja twarz kompletnie nic nie wyrażała. Wreszcie się odezwałam:
-Kiedy jest ta operacja?
-W przyszłą sobotę.
-Cooo?!-powiedziałam zrezygnowana.-ale czemu akurat w sobotę?
-Bo tylko w sobotę lekarz ma czas. Słuchaj, operacja jest ważniejsza niż jakiekolwiek plany. Dzięki niej staniesz wreszcie na nogi, Alex!
-No doobrze.-zgodziłam się niechętnie.
-Cieszę się, że doszłyśmy do porozumienia.
-Mhmm...-mruknęłam.
Mama uśmiechnęła się do mnie i wyszła. Chwyciłam telefon i wykręciłam numer do Agnes. Odebrała niemal od razu.
-Hej, Alex!
-Amm... hej, Agnes. Co robisz?
-Siedzę w domu i się nudzę.
-Spotkamy się dzisiaj?
-Jasne! O której?
-O 13:00?
-Pasuje. To widzimy się w parku, ok?
-Ok. Papa.
-Do zobaczenia!-krzyknęła, po czym się rozłączyła.
Wyjechałam z pokoju i wstąpiłam do ogrodu. Wspomnienia znów wróciły... W następną sobotę, moje życie miało wrócić z powrotem do normy... No prawie do normy... Musiałam zapomnieć o Maksie. Rozmyślałam tak jeszcze długo gdy nagle z zamyślenia wyrwał mnie głos Ag.
-Eghem!
Odwróciłam się, stała za mną, była trochę zła. Ubrana była TAK.
-O Agnes! A co Ty tutaj robisz?
-Zobacz, która godzina!-Przystawiła mi rękę do twarzy pokazując zegarek.
-Cholera, to już 14?! Agnes, przepraszam. Po prostu zamyśliłam się.
-No dobra... O czym myślałaś?
-W następną sobotę ma operacje na te nogi...-odpowiedziałam szybko.
-Co? To świetnie!
-No niby tak... Ale właściwie to miałam plany...
-Urodziny Zayna?
-Tak.
-Też mnie zaprosił, ale nie pójdę. Będę z tobą przez ten caały dzień.
-Kochana jesteś.
Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę... Doszłam do wniosku, że muszę zadzwonić do Zayna i go przeprosić.
Odebrał po 4 sygnałach.
-Halo?-usłyszałam ten jego melodyjny głos.
-Hej, Zayn... Słuchaj, muszę Ci coś powiedzieć...
-Hahahaha!-śmiali się oboje.-Byś widziała swoją... swoją... swoją... minę! Hahahahaha!
Zaczęli tarzać się po podłodze.
-Idioci!!! Nienormalni jesteście!!!-byłam wściekła.-Macie szczęście, że nie mam władzy nad nogami, i że nie mogę wstać. Byście byli martwi!!!
-Hahahaha!-nie zwracali uwagi na moje "groźby".
-A "hahahaha".-przedrzeźniałam ich.-Niee... Jednak nic wam nie zrobię...
Chłopcy od razu spoważnieli.
-O-ooo.-powiedział wystraszony Harry.-Ona nie odpuszcza... Ma plan.
Spojrzeli tylko na siebie przerażeni po czym krzyknęli głośno "WIAAAĆ!!!". I uciekli co sił w nogach, a ja tylko uśmiechnęłam się zwycięsko. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że jestem do cholery mokra. Zrobiło mi się zimno. Wsiadłam na wózek i pojechałam do łazienki się wysuszyć, przebrać i uczesać. Dziś oszczędziłam sobie makijażu. Postawiłam na naturalność. Ubrałam się w TO, włosy zaplotłam w warkocz i wyszłam z łazienki. Brak planów na resztę dnia sprawiał, że kompletnie nic mi się nie chciało. Spojrzałam na swoje dłonie i postanowiłam pomalować paznokcie. Skończyłam po 30 minutach. Byłam zadowolona z efektu. Ale wiąż nie miałam co robić. Włączyłam laptopa i zalogowałam się na Twitterze, dodałam wpis:
Macie jakieś plany na dzisiaj? Ja niestety nie...
Opublikowałam posta i w tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Myślałam, że to chłopaki, więc krzyknęłam "wejdźcie, durnie!". Do pokoju weszła mama, jej wyraz twarzy przedstawiał ogromne zdziwienie.
-O hej...-powiedziałam zawstydzona.-Przepraszam, myślałam, że to chłopcy...
-Rozumiem...-zaśmiała się.
-A więc... O co chodzi?
-Słuchaj... Załatwiłam Ci operację.
-Co?! Po co?!-wybuchnęłam.
-Uspokój się! Nie chcę patrzyć jak moja córka spędza resztę życia na wózku inwalidzkim!
-Ale mnie się to podoba!-skłamałam. Chciałam wreszcie stanąć na nogi, ale bałam się tej operacji.
-Tak? Rozumiem, że nie chcesz już chodzić, pływać, tańczyć... Dziewczyno! Zobacz jak ten wózek uprzykrza ci życie! Masz problemy z "przesiadkami", nie możesz kąpać się w wannie, nie możesz chodzić po schodach, nie możesz tańczyć, pływać, biegać, ćwiczyć, stać... I co najważniejsze...-zmieniła ton.-nie możesz chodzić.
Popatrzyłam tylko na nią. Moja twarz kompletnie nic nie wyrażała. Wreszcie się odezwałam:
-Kiedy jest ta operacja?
-W przyszłą sobotę.
-Cooo?!-powiedziałam zrezygnowana.-ale czemu akurat w sobotę?
-Bo tylko w sobotę lekarz ma czas. Słuchaj, operacja jest ważniejsza niż jakiekolwiek plany. Dzięki niej staniesz wreszcie na nogi, Alex!
-No doobrze.-zgodziłam się niechętnie.
-Cieszę się, że doszłyśmy do porozumienia.
-Mhmm...-mruknęłam.
Mama uśmiechnęła się do mnie i wyszła. Chwyciłam telefon i wykręciłam numer do Agnes. Odebrała niemal od razu.
-Hej, Alex!
-Amm... hej, Agnes. Co robisz?
-Siedzę w domu i się nudzę.
-Spotkamy się dzisiaj?
-Jasne! O której?
-O 13:00?
-Pasuje. To widzimy się w parku, ok?
-Ok. Papa.
-Do zobaczenia!-krzyknęła, po czym się rozłączyła.
Wyjechałam z pokoju i wstąpiłam do ogrodu. Wspomnienia znów wróciły... W następną sobotę, moje życie miało wrócić z powrotem do normy... No prawie do normy... Musiałam zapomnieć o Maksie. Rozmyślałam tak jeszcze długo gdy nagle z zamyślenia wyrwał mnie głos Ag.
-Eghem!
Odwróciłam się, stała za mną, była trochę zła. Ubrana była TAK.
-O Agnes! A co Ty tutaj robisz?
-Zobacz, która godzina!-Przystawiła mi rękę do twarzy pokazując zegarek.
-Cholera, to już 14?! Agnes, przepraszam. Po prostu zamyśliłam się.
-No dobra... O czym myślałaś?
-W następną sobotę ma operacje na te nogi...-odpowiedziałam szybko.
-Co? To świetnie!
-No niby tak... Ale właściwie to miałam plany...
-Urodziny Zayna?
-Tak.
-Też mnie zaprosił, ale nie pójdę. Będę z tobą przez ten caały dzień.
-Kochana jesteś.
Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę... Doszłam do wniosku, że muszę zadzwonić do Zayna i go przeprosić.
Odebrał po 4 sygnałach.
-Halo?-usłyszałam ten jego melodyjny głos.
-Hej, Zayn... Słuchaj, muszę Ci coś powiedzieć...
poniedziałek, 25 lutego 2013
Rozdział czwarty
Obudziłam się o 10:00. Miałam bardzo dobry humor. Z uśmiechem na twarzy wspominałam wczorajszy dzień Ciągle miałam przed oczami twarz Liam'a... Nie mogłam o nim zapomnieć. O tym jego uśmiechu, słodkich dołeczkach w policzkach i głębokich, brązowych oczach, w których można utonąć... Przez całą noc śniłam o nim. Naprawdę mi się spodobał... Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk pukania do drzwi. "kto to może być?"-myślałam. Przecież nikt mnie tak wcześnie nie odwiedzał... Krzyknęłam proszę, drzwi się otworzyły, wyszła zza nich Agnes, ubrana była TAK.
-O to ty-powiedziałam z udawaną obojętnością. Przyjaciółka spojrzała na mnie zmieszana.-no żartuję. Hej, Ag.
-A. Hej, Alex. Co u Ciebie?
-A bardzo dobrze. Całą noc śnił mi się ten Liam. Matko, nie mogę o nim zapomnieć...
-No nie dziwie Ci się, przystojny był. W sumie jak każdy z nich... Oprócz Louis'a-zaśmiałyśmy się.-Widziałaś jakie mają mięśnie?
-No widziałam, widziałam...-zamknęłam oczy.-A tak właściwi to co Ty tu robisz?
-A tak, zabieram Cię na zakupy. Louis, debil wynajął nam limuzynę...-powiedziała i uderzyła się w czoło.
-Limuzynę?!-powtórzyłam zdziwiona.
-Tak, zareagowałam tak samo... No dobra, zbieraj się. Szofer nie będzie czekał.-zaśmiała się.
Zrobiłam jak kazała. Przebrałam piżamę w TO, włosy po prostu rozczesałam, pomalowałam rzęsy i byłam gotowa. Wyszłyśmy z domu, stało pod nim długie, czarne auto. Szofer wyszedł i pomógł mi z wózkiem. wsiadłyśmy do środka. Było pięknie (TAK). Przez całą drogę rozmawiałyśmy o 1D, śmiałyśmy się i wspominałyśmy dawne czasy. Jak jeszcze mogłam chodzić... Brakuje mi tego. Nie raz miałam łzy w oczach gdy tylko pomyślałam o tym, że jestem inwalidą... Ale powinnam się cieszyć z tego, że stało się tak, a nie inaczej. Mogłam przecież umrzeć. Dzięki temu zdarzeniu dowiedziałam się, kto jest moim prawdziwym przyjacielem. Tylko Agnes zasługiwała na to miano, była przy mnie gdy się wybudziłam i wciąż jest.
W końcu dojechałyśmy, wyszłyśmy z auta (oczywiście za pomocą szofera) i pognałyśmy w stronę galerii, ni obeszło się bez paparazzich i kilku fanek One Direction, wiedziały, że jesteśmy siostrami dwóch z nich. Gdy wreszcie dostałyśmy się do środka, od razu odwiedziłyśmy sklepy z ciuchami. Ja kupiłam TAKI zestaw, nie mam pojęcia po co, ale bardzo spodobała mi się ta sukienka. A do sukienki musi też być biżuteria, lakier do paznokci, buty, do butów torebka, no i oczywiście perfum. Agnes kupiła TO, z tego samego powodu co ja. Pochodziłyśmy jeszcze po kilku sklepach i pokupowałyśmy więcej ciuchów. Nagle Agnes wpadła na pomysł.
-Słuchaj, mam pomysł!
-Jaki?
-Skoro jesteśmy już w galerii to chodź do kina!
-No dobra. A na co idziemy?
-Zobaczy się.
Windą dotarłyśmy na górę, do kina. Agnes wybrała jakiś film, horror. Weszłyśmy do ciemnej sali, wózek postawiłyśmy koło fotela i usiałyśmy w pierwszym rzędzie. Żałuję, że poszłam na ten film. Jeszcze siedziałam tak blisko ekranu. Co chwilę zasłaniałam oczy. Gdy film się wreszcie skończył poszłyśmy na pizzę. Znów się śmiałyśmy z każdego tematu jaki się nasunął. Wreszcie dobiegła godzina 14:30. Musiałyśmy się zbierać, limuzyna czekała. Wsiałyśmy i pojechałyśmy do swoich domów. Dobrze się z Ag bawiłam. Gdy wjechałam, trochę mnie zatkało. Na kanapie w salonie siedział cały zespół.
-Cześć, Alex. -przywitali się.
-Amm, hej! A co wy tu robicie?
-Czekamy na Ciebie.-udzielił mi odpowiedzi brat.
-Na mnie?
-Tak. Zayn ma za tydzień swoje 19 urodziny i chciał Cię zaprosić.
-Właśnie.-powiedział mulat.-Urodziny odbędą się w następną sobotę. Myślę, że będziesz?
-Jasne, że będę.-uśmiechnęłam się.
-Fajnie.-odpowiedział.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, porozmawialiśmy. Znów czułam na sobie wzrok Liama. Nie przeszkadzało mi to, ale czułam się nieswojo. Wstydziłam się trochę. Byłam dosyć nieśmiała. Wreszcie zaczęło się ściemniać Musieliśmy się pożegnać. Został tylko Louis. Resztę wieczoru spędziliśmy w salce kinowej, oglądaliśmy jakiś nudny film. W ogóle nie skupialiśmy na nim swojej uwagi. Obrzucaliśmy się popcornem, chipsami i ogólnie czym popadnie. Film się skończył, a my byliśmy trochę zmęczeni. Harry z Lou poszli do siebie, a ja pojechałam do swojej łazienki. Wzięłam prysznic, przebrałam się w piżamę, usiadłam na łóżku i rozmyślałam. Mimo, że byłam bardzo zmęczona, nie mogłam zasnąć. Wzięłam laptopa na kolana, zalogowałam się na Twittera i dodałam post:
Dzień zaliczam do udanych, padam. A jak wy go spędziliście? xoxo
Zamknęłam laptopa, klaśnięciem w dłonie zgasiłam światło i położyłam się na swoim wygodnym łóżku. Sen nie nadchodził... Wzięłam swój telefon i włączyłam jakiś "zamulator" na słuchawkach. To mi zawsze pomagało gdy nie mogłam zasnąć. Piosenka się jeszcze nie skończyła, a ja już spałam.
-O to ty-powiedziałam z udawaną obojętnością. Przyjaciółka spojrzała na mnie zmieszana.-no żartuję. Hej, Ag.
-A. Hej, Alex. Co u Ciebie?
-A bardzo dobrze. Całą noc śnił mi się ten Liam. Matko, nie mogę o nim zapomnieć...
-No nie dziwie Ci się, przystojny był. W sumie jak każdy z nich... Oprócz Louis'a-zaśmiałyśmy się.-Widziałaś jakie mają mięśnie?
-No widziałam, widziałam...-zamknęłam oczy.-A tak właściwi to co Ty tu robisz?
-A tak, zabieram Cię na zakupy. Louis, debil wynajął nam limuzynę...-powiedziała i uderzyła się w czoło.
-Limuzynę?!-powtórzyłam zdziwiona.
-Tak, zareagowałam tak samo... No dobra, zbieraj się. Szofer nie będzie czekał.-zaśmiała się.
Zrobiłam jak kazała. Przebrałam piżamę w TO, włosy po prostu rozczesałam, pomalowałam rzęsy i byłam gotowa. Wyszłyśmy z domu, stało pod nim długie, czarne auto. Szofer wyszedł i pomógł mi z wózkiem. wsiadłyśmy do środka. Było pięknie (TAK). Przez całą drogę rozmawiałyśmy o 1D, śmiałyśmy się i wspominałyśmy dawne czasy. Jak jeszcze mogłam chodzić... Brakuje mi tego. Nie raz miałam łzy w oczach gdy tylko pomyślałam o tym, że jestem inwalidą... Ale powinnam się cieszyć z tego, że stało się tak, a nie inaczej. Mogłam przecież umrzeć. Dzięki temu zdarzeniu dowiedziałam się, kto jest moim prawdziwym przyjacielem. Tylko Agnes zasługiwała na to miano, była przy mnie gdy się wybudziłam i wciąż jest.
W końcu dojechałyśmy, wyszłyśmy z auta (oczywiście za pomocą szofera) i pognałyśmy w stronę galerii, ni obeszło się bez paparazzich i kilku fanek One Direction, wiedziały, że jesteśmy siostrami dwóch z nich. Gdy wreszcie dostałyśmy się do środka, od razu odwiedziłyśmy sklepy z ciuchami. Ja kupiłam TAKI zestaw, nie mam pojęcia po co, ale bardzo spodobała mi się ta sukienka. A do sukienki musi też być biżuteria, lakier do paznokci, buty, do butów torebka, no i oczywiście perfum. Agnes kupiła TO, z tego samego powodu co ja. Pochodziłyśmy jeszcze po kilku sklepach i pokupowałyśmy więcej ciuchów. Nagle Agnes wpadła na pomysł.
-Słuchaj, mam pomysł!
-Jaki?
-Skoro jesteśmy już w galerii to chodź do kina!
-No dobra. A na co idziemy?
-Zobaczy się.
Windą dotarłyśmy na górę, do kina. Agnes wybrała jakiś film, horror. Weszłyśmy do ciemnej sali, wózek postawiłyśmy koło fotela i usiałyśmy w pierwszym rzędzie. Żałuję, że poszłam na ten film. Jeszcze siedziałam tak blisko ekranu. Co chwilę zasłaniałam oczy. Gdy film się wreszcie skończył poszłyśmy na pizzę. Znów się śmiałyśmy z każdego tematu jaki się nasunął. Wreszcie dobiegła godzina 14:30. Musiałyśmy się zbierać, limuzyna czekała. Wsiałyśmy i pojechałyśmy do swoich domów. Dobrze się z Ag bawiłam. Gdy wjechałam, trochę mnie zatkało. Na kanapie w salonie siedział cały zespół.
-Cześć, Alex. -przywitali się.
-Amm, hej! A co wy tu robicie?
-Czekamy na Ciebie.-udzielił mi odpowiedzi brat.
-Na mnie?
-Tak. Zayn ma za tydzień swoje 19 urodziny i chciał Cię zaprosić.
-Właśnie.-powiedział mulat.-Urodziny odbędą się w następną sobotę. Myślę, że będziesz?
-Jasne, że będę.-uśmiechnęłam się.
-Fajnie.-odpowiedział.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, porozmawialiśmy. Znów czułam na sobie wzrok Liama. Nie przeszkadzało mi to, ale czułam się nieswojo. Wstydziłam się trochę. Byłam dosyć nieśmiała. Wreszcie zaczęło się ściemniać Musieliśmy się pożegnać. Został tylko Louis. Resztę wieczoru spędziliśmy w salce kinowej, oglądaliśmy jakiś nudny film. W ogóle nie skupialiśmy na nim swojej uwagi. Obrzucaliśmy się popcornem, chipsami i ogólnie czym popadnie. Film się skończył, a my byliśmy trochę zmęczeni. Harry z Lou poszli do siebie, a ja pojechałam do swojej łazienki. Wzięłam prysznic, przebrałam się w piżamę, usiadłam na łóżku i rozmyślałam. Mimo, że byłam bardzo zmęczona, nie mogłam zasnąć. Wzięłam laptopa na kolana, zalogowałam się na Twittera i dodałam post:
Dzień zaliczam do udanych, padam. A jak wy go spędziliście? xoxo
Zamknęłam laptopa, klaśnięciem w dłonie zgasiłam światło i położyłam się na swoim wygodnym łóżku. Sen nie nadchodził... Wzięłam swój telefon i włączyłam jakiś "zamulator" na słuchawkach. To mi zawsze pomagało gdy nie mogłam zasnąć. Piosenka się jeszcze nie skończyła, a ja już spałam.
niedziela, 24 lutego 2013
Rozdział trzeci
-Harry! Proszę nie puszczaj mnie!-krzyczałam.
-No wiem przecież. Nie jestem debilem.
Spojrzałam na niego ironicznie.
-Trzymam Cię. Możesz mi zaufać.
-No ja myślę...
W tej chwili podpłynął do nas jakiś blondyn. Poznałam jego głos. To ten "idiota" co był głodny.
-Cześć Hazz.-uśmiechnął się.-iii?
-Alex.-powiedziałam.
-Alex. Ja jestem Niall, to jest Liam, a to Zayn.-przedstawił każdego z osobna.
Moją uwagę szczególnie przykuł Liam. Przystojniak patrzył na mnie przez cały pobyt w basenie. Chyba nie wiedział, że jestem niepełnosprawna, bo patrzył tak jak na jakąś histeryczkę.
-Harry, chciałabym "popływać" z Agnes. Podpłynąłbyś do niej?
-Ok.
Braciszek "oddał mnie" przyjaciółce i odpłynął gdzieś do chłopaków.
-Agnes...
-Tak?
-Pójdziemy do jacuzzi?
-Ok, tylko zawołam Harrego, bo sama nie dam sobie rady.
-No dobrze.
-Harry!-krzyknęła.
Po chwili Hazz był już koło nas. Ag powiedziała mu, że chcemy iść do jacuzzi. Zaniósł mnie i po chwili już siedzieliśmy w ciepłej, musującej wannie. Po chwili dosiedli się do nas dwoje chłopaków.
-Cześć dziewczyny. Wiem, że Niall wam nas przedstawiał, ale jednak wolimy sami się zapoznać.-uśmiechnął się mulat.-a więc jestem Zayn.
-A ja Liam.-wtrącił się jeden z nich.
-Miło was poznać.-uśmiechnęła się Agnes.-Jestem Agnes, a to Alex.-wskazała na mnie palcem, uśmiechnęłam się do nich.
-Chłopaki dużo o was mówili.-zaczął Li.
-Tak? A co?-spytałam z udawanym zaciekawieniem.
-Same dobre rzeczy.-wyszczerzył zęby.
Naszą rozmowę przerwały krzyki dochodzące z basenu.
-I co teraz?! Nie uciekniesz mi!
-Aaa! Odczep się potworze!
-Nie! To jest Twój koniec!
Tak jak myślałam, to Harry i Louis. Nie mam pojęcia o co chodziło. Niall patrzył na nich podgryzając zmokniętą kanapkę.
-Idziemy do nich?-zapytał Zayn.
Zatkało mnie. On nie wiedział o mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Emm... z chęcią, ale ja nie mogę...-wydusiłam wreszcie.
-Czemu?
-Bo nie mogę wstać.
Zayn się chyba domyślił o co chodzi, bo zrobił poważną minę.
-A, rozumiem. Mogę Cię zanieść.-zaproponował.
-Heh, nie trzeba. Popatrzę na was stąd. Spodobało mi się to jacuzzi.-zaśmiałam się.
-No dobra. To ja idę. Idziesz Liam?-zwrócił się do kolegi.
-Hmm?-wyrwał się z zamyślenia. Wciąż cały czas patrzył na mnie.
-Pytałem czy idziesz ze mną do chłopaków. Liam żyj.-zaśmiał się.
-Aaa tak Już wstaję.
Wychodząc chłopak uśmiechnął się do mnie. Poczułam motylki w brzuchu.
-Jak chcesz to idź z nimi. Ja tu na was popatrzę.-zwróciłam się do Agnes.
-Nie, wolę tu posiedzieć z Tobą. Widziałaś jak ten Liam na Ciebie patrzył?-zaraz zmieniła temat.
-No patrzył. Przystojny nawet...-odpowiedziałam.
-No nie nawet! Ten Zayn bardzo przypadł mi do gustu. Przystojny, wesoły i troskliwy.
-No fajny jest.
-Mało powiedziane.
Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę. Potem dołączyli do nas chłopaki, zaczęliśmy się chlapać, podtapiać i takie tam. Polubiłam ich. Mili chłopcy, czułam, że to nie jest znajomość na chwilę...
Pobyt w basenie minął szybko. Musieliśmy się zbierać. Gdy Harry wyciągał mnie z wody uświadomiłam sobie, że nie mam suchej bielizny. Nie wiedziałam co robić. Zwróciłam się do brata...
-Harry, przemyślałeś to, że ja nie zabiorę suchej bielizny?-szepnęłam.
-Tak. Wyobraź sobie, że nie jestem takim pajacem i pomyślałem o tym. Usiądź tu i czekaj na mnie.
Posadził mnie na leżaku i zniknął za szklanymi drzwiami. Jest niemożliwy... To cały on. Nie minęło 5 min, a braciszek już wychodził zza drzwi z suchą bielizną. Dał mi ją do ręki, wziął mnie na ręce i zaniósł do jakiejś łazienki. Kazał mi się wysuszyć, przebrać i zawołać go jak skończę. Przez tą akcję z bielizną myślałam, że spalę się ze wstydu. No, ale co miałam zrobić? Nie mogłam przecież założyć suchych ciuchów na mokrą bieliznę. Przebrałam się w moje dawne ciuchy, wysuszyłam włosy, strój owinęłam w ręcznik i zawołałam Harrego jak kazał. Wszedł do łazienki z wózkiem inwalidzkim. Uśmiechnęłam się nieśmiało. On się tą sytuacja w ogóle nie przejął. Posadził mnie na wózek i jak przedtem jechaliśmy przez te korytarze, schody, podnoszenie, siadanie. W końcu dotarliśmy do kuchni.
-Pewnie jesteście głodni.-zaczął Harry podchodząc do blatu.
-I to jak.-przyznał Niall.
-Ty zawsze jesteś głodny...
-Oj, czepiasz się.
-Bo taka prawda.
-Cicho.
-Sam bądź cicho.
-Cicho oboje!-wybuchła Agnes.
Wszyscy na nią spojrzeli. Zauważyłam jak Ag się rumieni.
-Amm, przeeepraszam.
Pogłaskałam ją po ramieniu.
-Dobra, wy idźcie pooglądać jakiś film, a ja zrobię coś do jedzenia.-powiedział Harry.
Zrobiliśmy jak kazał. Oglądaliśmy w salonie jakiś film. Pod koniec Hazz nas zawołał i zaczęliśmy jeść. On miał rękę do gotowania, zawsze mi smakowały jego potrawy.
Gdy zjedliśmy pograliśmy w butelkę, pośmialiśmy się. Czas mijał miło, lecz niestety bardzo szybko. Musieliśmy wracać do domu. Pożegnaliśmy się z chłopakami i wyjechaliśmy. Odwieźliśmy Agnes i Louisa do domu i odjechaliśmy. Gdy już byliśmy na miejscu Harry pomógł mi z wózkiem, weszliśmy do domu.
-Dziękuję Ci za ten dzień.-powiedziałam z uśmiechem.
-Nie ma sprawy. Tylko mam nadzieję, że go jeszcze nie raz powtórzymy...
-No jasne.-wyciągnęłam do niego ręce. Przytuliliśmy się.
-Dobranoc, braciszku.-powiedziałam.
-Dobranoc, siostrzyczko.
Ostatni raz się do niego uśmiechnęłam i pojechałam do pokoju. Przebrałam się w piżamę, zmyłam makijaż, włosy związałam w kucyk, położyłam się do łóżka i szybko zasnęłam.
-No wiem przecież. Nie jestem debilem.
Spojrzałam na niego ironicznie.
-Trzymam Cię. Możesz mi zaufać.
-No ja myślę...
W tej chwili podpłynął do nas jakiś blondyn. Poznałam jego głos. To ten "idiota" co był głodny.
-Cześć Hazz.-uśmiechnął się.-iii?
-Alex.-powiedziałam.
-Alex. Ja jestem Niall, to jest Liam, a to Zayn.-przedstawił każdego z osobna.
Moją uwagę szczególnie przykuł Liam. Przystojniak patrzył na mnie przez cały pobyt w basenie. Chyba nie wiedział, że jestem niepełnosprawna, bo patrzył tak jak na jakąś histeryczkę.
-Harry, chciałabym "popływać" z Agnes. Podpłynąłbyś do niej?
-Ok.
Braciszek "oddał mnie" przyjaciółce i odpłynął gdzieś do chłopaków.
-Agnes...
-Tak?
-Pójdziemy do jacuzzi?
-Ok, tylko zawołam Harrego, bo sama nie dam sobie rady.
-No dobrze.
-Harry!-krzyknęła.
Po chwili Hazz był już koło nas. Ag powiedziała mu, że chcemy iść do jacuzzi. Zaniósł mnie i po chwili już siedzieliśmy w ciepłej, musującej wannie. Po chwili dosiedli się do nas dwoje chłopaków.
-Cześć dziewczyny. Wiem, że Niall wam nas przedstawiał, ale jednak wolimy sami się zapoznać.-uśmiechnął się mulat.-a więc jestem Zayn.
-A ja Liam.-wtrącił się jeden z nich.
-Miło was poznać.-uśmiechnęła się Agnes.-Jestem Agnes, a to Alex.-wskazała na mnie palcem, uśmiechnęłam się do nich.
-Chłopaki dużo o was mówili.-zaczął Li.
-Tak? A co?-spytałam z udawanym zaciekawieniem.
-Same dobre rzeczy.-wyszczerzył zęby.
Naszą rozmowę przerwały krzyki dochodzące z basenu.
-I co teraz?! Nie uciekniesz mi!
-Aaa! Odczep się potworze!
-Nie! To jest Twój koniec!
Tak jak myślałam, to Harry i Louis. Nie mam pojęcia o co chodziło. Niall patrzył na nich podgryzając zmokniętą kanapkę.
-Idziemy do nich?-zapytał Zayn.
Zatkało mnie. On nie wiedział o mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Emm... z chęcią, ale ja nie mogę...-wydusiłam wreszcie.
-Czemu?
-Bo nie mogę wstać.
Zayn się chyba domyślił o co chodzi, bo zrobił poważną minę.
-A, rozumiem. Mogę Cię zanieść.-zaproponował.
-Heh, nie trzeba. Popatrzę na was stąd. Spodobało mi się to jacuzzi.-zaśmiałam się.
-No dobra. To ja idę. Idziesz Liam?-zwrócił się do kolegi.
-Hmm?-wyrwał się z zamyślenia. Wciąż cały czas patrzył na mnie.
-Pytałem czy idziesz ze mną do chłopaków. Liam żyj.-zaśmiał się.
-Aaa tak Już wstaję.
Wychodząc chłopak uśmiechnął się do mnie. Poczułam motylki w brzuchu.
-Jak chcesz to idź z nimi. Ja tu na was popatrzę.-zwróciłam się do Agnes.
-Nie, wolę tu posiedzieć z Tobą. Widziałaś jak ten Liam na Ciebie patrzył?-zaraz zmieniła temat.
-No patrzył. Przystojny nawet...-odpowiedziałam.
-No nie nawet! Ten Zayn bardzo przypadł mi do gustu. Przystojny, wesoły i troskliwy.
-No fajny jest.
-Mało powiedziane.
Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę. Potem dołączyli do nas chłopaki, zaczęliśmy się chlapać, podtapiać i takie tam. Polubiłam ich. Mili chłopcy, czułam, że to nie jest znajomość na chwilę...
Pobyt w basenie minął szybko. Musieliśmy się zbierać. Gdy Harry wyciągał mnie z wody uświadomiłam sobie, że nie mam suchej bielizny. Nie wiedziałam co robić. Zwróciłam się do brata...
-Harry, przemyślałeś to, że ja nie zabiorę suchej bielizny?-szepnęłam.
-Tak. Wyobraź sobie, że nie jestem takim pajacem i pomyślałem o tym. Usiądź tu i czekaj na mnie.
Posadził mnie na leżaku i zniknął za szklanymi drzwiami. Jest niemożliwy... To cały on. Nie minęło 5 min, a braciszek już wychodził zza drzwi z suchą bielizną. Dał mi ją do ręki, wziął mnie na ręce i zaniósł do jakiejś łazienki. Kazał mi się wysuszyć, przebrać i zawołać go jak skończę. Przez tą akcję z bielizną myślałam, że spalę się ze wstydu. No, ale co miałam zrobić? Nie mogłam przecież założyć suchych ciuchów na mokrą bieliznę. Przebrałam się w moje dawne ciuchy, wysuszyłam włosy, strój owinęłam w ręcznik i zawołałam Harrego jak kazał. Wszedł do łazienki z wózkiem inwalidzkim. Uśmiechnęłam się nieśmiało. On się tą sytuacja w ogóle nie przejął. Posadził mnie na wózek i jak przedtem jechaliśmy przez te korytarze, schody, podnoszenie, siadanie. W końcu dotarliśmy do kuchni.
-Pewnie jesteście głodni.-zaczął Harry podchodząc do blatu.
-I to jak.-przyznał Niall.
-Ty zawsze jesteś głodny...
-Oj, czepiasz się.
-Bo taka prawda.
-Cicho.
-Sam bądź cicho.
-Cicho oboje!-wybuchła Agnes.
Wszyscy na nią spojrzeli. Zauważyłam jak Ag się rumieni.
-Amm, przeeepraszam.
Pogłaskałam ją po ramieniu.
-Dobra, wy idźcie pooglądać jakiś film, a ja zrobię coś do jedzenia.-powiedział Harry.
Zrobiliśmy jak kazał. Oglądaliśmy w salonie jakiś film. Pod koniec Hazz nas zawołał i zaczęliśmy jeść. On miał rękę do gotowania, zawsze mi smakowały jego potrawy.
Gdy zjedliśmy pograliśmy w butelkę, pośmialiśmy się. Czas mijał miło, lecz niestety bardzo szybko. Musieliśmy wracać do domu. Pożegnaliśmy się z chłopakami i wyjechaliśmy. Odwieźliśmy Agnes i Louisa do domu i odjechaliśmy. Gdy już byliśmy na miejscu Harry pomógł mi z wózkiem, weszliśmy do domu.
-Dziękuję Ci za ten dzień.-powiedziałam z uśmiechem.
-Nie ma sprawy. Tylko mam nadzieję, że go jeszcze nie raz powtórzymy...
-No jasne.-wyciągnęłam do niego ręce. Przytuliliśmy się.
-Dobranoc, braciszku.-powiedziałam.
-Dobranoc, siostrzyczko.
Ostatni raz się do niego uśmiechnęłam i pojechałam do pokoju. Przebrałam się w piżamę, zmyłam makijaż, włosy związałam w kucyk, położyłam się do łóżka i szybko zasnęłam.
Rozdział drugi
Obudziłam się dosyć wcześnie jak na mnie, 7:00. Zrobiłam to co zawsze rano, uczesałam się, przebrałam w TO, rzęsy jak zawsze przeciągnęłam lekko tuszem, spryskałam się perfumami i pojechałam do kuchni aby coś zjeść. Zastałam tam tatę.
-Dzień dobry, Alex.-powiedział wesoło.-Co tak wcześnie?
-Ach, nie mogłam dłużej spać. A ty? Nie w pracy?
-O matko! Faktycznie! Powinienem tam być 20 minut temu!-powiedział zaskoczony.-A niee... Czekaj... Jestem tam szefem i mogę przychodzić kiedy chcę.
-Heh, ale wiesz, że jak Ciebie tam nie ma to Pipino przejmuje władzę nad firmą.-Pipino to hiszpański czy jakiś tam projektant mody.
Tata, znów zrobił zaskoczoną minę. Pożegnał się ze mną i wybiegł z domu. Zrobiłam sobie śniadanie i pojechałam do salonu. Przesiadłam się z wózka na kanapę, włączyłam telewizor i zaczęłam jeść. Akurat puszczali jakieś głupie kreskówki. Skończyłam jeść, położyłam talerz na stoliku i włączyłam jakiś film, a za nim następny, i następny. Nim się obejrzałam była godzina 11:30. Jak ten czas szybko leci. Nie dokończyłam ostatniego filmu. Nie ciekawił mnie za bardzo. Wzięłam talerz i pojechałam do kuchni, umyłam go, nalałam sobie do szklanki soku bananowego i pojechałam do ogrodu. Ciepłe promienie słoneczne padały na moją twarz. Miałam bardzo dobry humor. Przypomniało mi się jak siedziałam w tym ogrodzie z Maksem. Rozmawialiśmy o przyszłości. Ja mówiłam mu do czego najbardziej dążę w życiu, a on się rewanżował tym samym. Często też uczył mnie mówić po polsku. Tego dnia dowiedziałam się o nim wiele. Mogłam go spokojnie nazwać najlepszym przyjacielem. Ta... fajny mi przyjaciel... Zostawił mnie wtedy gdy go najbardziej potrzebowałam. Tak się przyjaciel nie zachowuje... To miała być przyjaźń na zawsze, a okazało się, że to nic nie warta, przelotna znajomość. Smutno mi się zrobiło. Ale wiedziałam, że nie warto się przejmować kimś takim. Szkoda nerwów. Rozumiem, jego kuzynka nie żyje... Ale to raczej nie jest powód by zostawić mnie na zawsze i całkowicie odciąć ze mną wszelki kontakt.
Z rozmyśleń wyrwał mnie znajomy głos.
-Gotowa?
Tak, to Harry mnie znalazł...
-Już?!-zdziwiłam się.
-No 14.
-O jej.-spojrzałam na zegarek.-Faktycznie.
Tak długo siedziałam zamyślona, że kompletnie straciłam poczucie czasu.
-Jestem gotowa.-uśmiechnęłam się do brata.
-No to w drogę.
Zaprowadził mnie pod swoje auto, wózek schował do środka i pomógł mi usiąść na miejscu pasażera.
-Gdzie jedziemy?
-Do naszego domu. Wiesz, opowiadałem wam o nim.
-A tak...
Faktycznie, Harry coś wspominał o jakiejś willi, ale nie zbyt się tym przejęłam. Całą drogę rozmyślałam o tym jacy są chłopcy i jaki mają dom. Nagle samochód się zatrzymał. Stanęliśmy pod domem Louisa.
-To gdzie w końcu jedziemy?
-No do tego domu. Ale najpierw podjechałem po Lou i Agnes.
-Agnes też jedzie?
-Tak, ona też bardzo chciała ich poznać.
-Uff, to dobrze.
Cieszyłam się, że Agnes jedzie z nami. Niby miałam Harrego, ale ona też ich nie znała i ogólnie z nią było mi jakoś "raźniej".
Długo nie musieliśmy czekać. Szybko zza drzwi wyszła przyjaciółka, a za nią Louis. Ubrana była w TO.
Otworzyli drzwi z tyłu i wsiedli do samochodu.
-Hej, Alex, hej Hazz.
-Hej, Agnes i Lou.-odpowiedzieliśmy chórem.
-Ty też zamierzasz poznać tych "idiotów"?-zwróciła się do mnie śmiejąc się.
-Haha, tak.-uśmiechnęłam się.
Droga minęła szybko, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, a nawet śpiewaliśmy.
Nagle samochód się zatrzymał, wyjrzałam przez okno i mnie zatkało. Podobnie jak Agnes. Naszym oczom ukazała się ogromna willa z basenem. Fakt, byłam przyzwyczajona do luksusów, ale zdziwiłam się, że Harry ma taki dom.
-Jesteśmy na miejscu.-oznajmił.
Wszyscy wyszli z auta, Louis z Harrym pomogli mi wsiąść na wózek, Agnes go prowadziła.
-Piękny dom.-powiedziała jak zahipnotyzowana.
-Dzięki.-powiedzieli chłopcy chórem.
Lou otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Było pięknie, nie biorąc pod uwagę ogromnego chaosu. Na podłodze były rozsypane chipsy, popcorn, żelki i nie wiadomo co jeszcze. Nikogo oprócz bałaganu tam nie zastaliśmy. Usłyszeliśmy krzyki dochodzące z jakiejś ogromnej sali. Po całym domu roznosiło się echo. Gdzie oni byli? Spojrzałam na Harrego pytająco.
-Są w basenie.
-Macie dwa baseny?
-Jasne. Czemu nie?-wtrącił się Lou.
Dotarliśmy do jakiegoś dziwnego, ciemnego korytarza, było w nim dużo drzwi prowadzących do jakiś pomieszczeń. Harry wziął mnie na ręce, a Louis wziął wózek. Agnes otworzyła drzwi. Krzyki było słychać coraz "lepiej".
-Ty debilu!
-No co?! Głodny byłem!
-Co mnie to obchodzi! Wyławiaj to!
-No dobra! Tylko się nie drzyj!
Zeszliśmy na dół. Wciąż było ciemno. Brat posadził mnie na wózku i zapalił światło. "szliśmy" przez krótki korytarz, aż w końcu moim oczom ukazały się szklane drzwi, jednak nie było widać co jest za nimi.
-Ściągnijcie buty.-powiedział Louis.
Każdy zrobił tak jak kazał Lou. Harry znów wziął mnie na ręce i weszliśmy do środka.
Była to chyba jakaś szatnia, bo na ścianie wisiały ręczniki, różne koła ratunkowe itp.
-Rozbierajcie się.- powiedział brat, po czym posadził mnie na podłodze. Wszyscy zaczęliśmy się rozbierać. O dziwo każdy miał stój kąpielowy. Ja też. Przed wyjazdem planowałam się trochę poopalać. Hazz znów wziął mnie na ręce i weszliśmy do lekko oświetlonej sali. Wyglądała TAK. Po raz kolejny ścięło mnie z nóg.
-Gotowa?-zapytał brat.
-Tak.
Myślałam, że zapytał czy jestem gotowa na to żeby się z nimi zapoznać, a ten debil wskoczył ze mną do basenu. Za nami wskoczyli Louis i Agnes. I tak się zaczęła nasza znajomość z One Direction...
-Dzień dobry, Alex.-powiedział wesoło.-Co tak wcześnie?
-Ach, nie mogłam dłużej spać. A ty? Nie w pracy?
-O matko! Faktycznie! Powinienem tam być 20 minut temu!-powiedział zaskoczony.-A niee... Czekaj... Jestem tam szefem i mogę przychodzić kiedy chcę.
-Heh, ale wiesz, że jak Ciebie tam nie ma to Pipino przejmuje władzę nad firmą.-Pipino to hiszpański czy jakiś tam projektant mody.
Tata, znów zrobił zaskoczoną minę. Pożegnał się ze mną i wybiegł z domu. Zrobiłam sobie śniadanie i pojechałam do salonu. Przesiadłam się z wózka na kanapę, włączyłam telewizor i zaczęłam jeść. Akurat puszczali jakieś głupie kreskówki. Skończyłam jeść, położyłam talerz na stoliku i włączyłam jakiś film, a za nim następny, i następny. Nim się obejrzałam była godzina 11:30. Jak ten czas szybko leci. Nie dokończyłam ostatniego filmu. Nie ciekawił mnie za bardzo. Wzięłam talerz i pojechałam do kuchni, umyłam go, nalałam sobie do szklanki soku bananowego i pojechałam do ogrodu. Ciepłe promienie słoneczne padały na moją twarz. Miałam bardzo dobry humor. Przypomniało mi się jak siedziałam w tym ogrodzie z Maksem. Rozmawialiśmy o przyszłości. Ja mówiłam mu do czego najbardziej dążę w życiu, a on się rewanżował tym samym. Często też uczył mnie mówić po polsku. Tego dnia dowiedziałam się o nim wiele. Mogłam go spokojnie nazwać najlepszym przyjacielem. Ta... fajny mi przyjaciel... Zostawił mnie wtedy gdy go najbardziej potrzebowałam. Tak się przyjaciel nie zachowuje... To miała być przyjaźń na zawsze, a okazało się, że to nic nie warta, przelotna znajomość. Smutno mi się zrobiło. Ale wiedziałam, że nie warto się przejmować kimś takim. Szkoda nerwów. Rozumiem, jego kuzynka nie żyje... Ale to raczej nie jest powód by zostawić mnie na zawsze i całkowicie odciąć ze mną wszelki kontakt.
Z rozmyśleń wyrwał mnie znajomy głos.
-Gotowa?
Tak, to Harry mnie znalazł...
-Już?!-zdziwiłam się.
-No 14.
-O jej.-spojrzałam na zegarek.-Faktycznie.
Tak długo siedziałam zamyślona, że kompletnie straciłam poczucie czasu.
-Jestem gotowa.-uśmiechnęłam się do brata.
-No to w drogę.
Zaprowadził mnie pod swoje auto, wózek schował do środka i pomógł mi usiąść na miejscu pasażera.
-Gdzie jedziemy?
-Do naszego domu. Wiesz, opowiadałem wam o nim.
-A tak...
Faktycznie, Harry coś wspominał o jakiejś willi, ale nie zbyt się tym przejęłam. Całą drogę rozmyślałam o tym jacy są chłopcy i jaki mają dom. Nagle samochód się zatrzymał. Stanęliśmy pod domem Louisa.
-To gdzie w końcu jedziemy?
-No do tego domu. Ale najpierw podjechałem po Lou i Agnes.
-Agnes też jedzie?
-Tak, ona też bardzo chciała ich poznać.
-Uff, to dobrze.
Cieszyłam się, że Agnes jedzie z nami. Niby miałam Harrego, ale ona też ich nie znała i ogólnie z nią było mi jakoś "raźniej".
Długo nie musieliśmy czekać. Szybko zza drzwi wyszła przyjaciółka, a za nią Louis. Ubrana była w TO.
Otworzyli drzwi z tyłu i wsiedli do samochodu.
-Hej, Alex, hej Hazz.
-Hej, Agnes i Lou.-odpowiedzieliśmy chórem.
-Ty też zamierzasz poznać tych "idiotów"?-zwróciła się do mnie śmiejąc się.
-Haha, tak.-uśmiechnęłam się.
Droga minęła szybko, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, a nawet śpiewaliśmy.
Nagle samochód się zatrzymał, wyjrzałam przez okno i mnie zatkało. Podobnie jak Agnes. Naszym oczom ukazała się ogromna willa z basenem. Fakt, byłam przyzwyczajona do luksusów, ale zdziwiłam się, że Harry ma taki dom.
-Jesteśmy na miejscu.-oznajmił.
Wszyscy wyszli z auta, Louis z Harrym pomogli mi wsiąść na wózek, Agnes go prowadziła.
-Piękny dom.-powiedziała jak zahipnotyzowana.
-Dzięki.-powiedzieli chłopcy chórem.
Lou otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Było pięknie, nie biorąc pod uwagę ogromnego chaosu. Na podłodze były rozsypane chipsy, popcorn, żelki i nie wiadomo co jeszcze. Nikogo oprócz bałaganu tam nie zastaliśmy. Usłyszeliśmy krzyki dochodzące z jakiejś ogromnej sali. Po całym domu roznosiło się echo. Gdzie oni byli? Spojrzałam na Harrego pytająco.
-Są w basenie.
-Macie dwa baseny?
-Jasne. Czemu nie?-wtrącił się Lou.
Dotarliśmy do jakiegoś dziwnego, ciemnego korytarza, było w nim dużo drzwi prowadzących do jakiś pomieszczeń. Harry wziął mnie na ręce, a Louis wziął wózek. Agnes otworzyła drzwi. Krzyki było słychać coraz "lepiej".
-Ty debilu!
-No co?! Głodny byłem!
-Co mnie to obchodzi! Wyławiaj to!
-No dobra! Tylko się nie drzyj!
Zeszliśmy na dół. Wciąż było ciemno. Brat posadził mnie na wózku i zapalił światło. "szliśmy" przez krótki korytarz, aż w końcu moim oczom ukazały się szklane drzwi, jednak nie było widać co jest za nimi.
-Ściągnijcie buty.-powiedział Louis.
Każdy zrobił tak jak kazał Lou. Harry znów wziął mnie na ręce i weszliśmy do środka.
Była to chyba jakaś szatnia, bo na ścianie wisiały ręczniki, różne koła ratunkowe itp.
-Rozbierajcie się.- powiedział brat, po czym posadził mnie na podłodze. Wszyscy zaczęliśmy się rozbierać. O dziwo każdy miał stój kąpielowy. Ja też. Przed wyjazdem planowałam się trochę poopalać. Hazz znów wziął mnie na ręce i weszliśmy do lekko oświetlonej sali. Wyglądała TAK. Po raz kolejny ścięło mnie z nóg.
-Gotowa?-zapytał brat.
-Tak.
Myślałam, że zapytał czy jestem gotowa na to żeby się z nimi zapoznać, a ten debil wskoczył ze mną do basenu. Za nami wskoczyli Louis i Agnes. I tak się zaczęła nasza znajomość z One Direction...
sobota, 23 lutego 2013
Rozdział pierwszy
Miesiąc później.
Nie odzywam się do Maksa. On zastanawia się czy nie zostać tam na stałe. Fajny przyjaciel. Zostawił mnie w najtrudniejszych chwilach. Na szczęście mam Agnes i rodzinę. Gdyby nie oni pewnie nie byłoby mnie tu.
Była godzina 3:30. Leżałam w łóżku. Nie mogłam zasnąć. Wstałam z łóżka, usiadłam a wózek i pojechałam do kuchni. Nalałam do szklanki soku pomarańczowego i zrobiłam sobie tosty z dżemem. Gdy już siedziałam przy stole usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Domyśliłam się, że to Harry wrócił z imprezy urodzinowej tego Liama. Czułam, że przyjdzie pijany, ale nie, że aż tak...Podjechałam do niego. Był zalany w trupa.
-Sześć siostrzy-czko. Co ro-bisz o tej porze w cie-mnym domu?-majaczył przez czkanie.
-Nic.
-Mówię Ci! Jaka impre-za była!
-Ta, nie wątpię.
Próbowałam go jakoś zaprowadzić do salonu. Nie mógł spać w swoim pokoju, ponieważ był na poddaszu. Oboje nie byliśmy w stanie tam dotrzeć.
-A gdzie T-y mnie prowa-dzisz?
-Będziesz spał w salonie.
-Nie!-krzyknął.
-Zamknij się, debilu! Będziesz spał w salonie!
-Nie! Nie w sal-onie! Ja ide do Lou-isa!-zaczął się wyrywać.
-Nigdzie idioto nie idziesz! Jedyne miejsce, które dzisiaj odwiedzisz to kanapa w salonie!
-Ta-ak? Odwiedzę ka-napę?
-Ta.
-To fa-jnie.
-Ta.
-Kocham Cię, Ale-x.
-Ta, też Cię kocham. A teraz spać!
Wreszcie się położył. Przykryłam go kocem i wróciłam do kuchni. Dokończyłam tosty, włożyłam naczynia do zlewu i pojechałam do pokoju. Nadal nie mogłam zasnąć. Było mi gorąco, hałasy dobiegające z sąsiedniego pomieszczenia pogarszały sprawę. Harry strasznie chrapał. Wreszcie zasnęłam.
Obudziłam się o 9:40. Usiadłam na wózku, przebrałam piżamę w to (bez okularów i torebki), przeciągnęłam rzęsy tuszem i wyjechałam z pokoju. Braciszek Siedział na kanapie ze spuszczoną głową.
-Dzień dobry imprezowiczu.-zaczęłam.
-Nie naśmiewaj się ze mnie. Jak ja trafiłem na kanapę?
-Nie pytaj.
-Ok. A ten...
Spojrzałam na niego pytająco, zawsze gdy zaczynał coś od "a ten", miał jakiś plan.
-Ta?
-Ty tak bardzo chciałaś poznać resztę zespołu.
-No, i?
-Iii... wpadłem na pomysł, żeby wreszcie was zapoznać.
-To super. Cieszę się, że w końcu o tym pomyślałeś.
-Masz czas jutro?
-Tak.
-To bądź gotowa o 14.
-Ok.
Byłam strasznie podekscytowana. Nie byłam ich fanką. Jedyna piosenka jaką słyszałam to "What makes you beautiful". Fakt, mieli talent, ale jakoś nie przypadli mi do gustu. Mimo to chciałam ich poznać. Byłam bardzo ciekawa jacy są na żywo, z charakteru.
Dzień minął mi jak każdy. Spotkałam się z Agnes... rozmawiałyśmy, wygłupiałyśmy się. Norma... Nie mogłam się doczekać spotkania. Wieczorem wzięłam prysznic, ubrałam piżamę i poszłam spać. Tego dnia jakoś łatwo było mi zasnąć. Położyłam się i szybko odpłynęłam do krainy snów.
Prolog.
Tak to był ten dzień... Niezapomniany dzień. Jeden z najlepszych dni w moim życiu, a za razem najgorszy. Tego dnia Max wyznał mi miłość. Jechaliśmy do kina. Niestety nie dojechaliśmy. W połowie drogi usłyszałam huk, przed oczami miałam ciemność. Obudziłam się w dużej, białej sali. Słyszałam szum przejeżdżających samochodów za uchylonym oknem, jakieś szepty i pikanie aparatury.
-Wybudziła się!-rozpoznałam głos przyjaciółki.
-Agnes?-wydusiłam.
-Tak, to ja. Jak się czujesz?
-Dobrze, ale gdzie ja jestem?
-Jesteś w szpitalu. Miałaś z Maksem wypadek. Leżałaś tu prawie 6 tygodni.-wtrąciła się mama.
-Wy... wy... wy... wypadek?!-powoli zaczęłam sobie wszystko przypominać.-To gdzie jest Maks?
-On...-zaczął tata.-Wyjechał...
-Wyjechał?! Ale gdzie?
-Do Polski. Jego kuzynka nie żyje. Musiał wyjechać. Pomóc rodzinie i takie tam.
-Na ile?
-Na rok.-powiedziała Agnes.
W jednej chwili poczułam jak cały świat mi się sypie. Chciałam do niego zadzwonić, ale nie wiedziałam gdzie jest telefon.
-Mamo, gdzie jest mój telefon? Podasz mi go? Chcę zadzwonić do Maksa.-zwróciłam się do mamy.
Niestety nie uzyskałam odpowiedzi.
-No dobrze. Sama go przyniosę.
Próbowałam wstać, ale nie umiałam. Nie miałam władzy nad nogami. Spojrzałam na rodziców przerażona, oni patrzyli tylko z litością w oczach. Popatrzyłam na Agnes, zauważyłam łzę na jej policzku.
-Co się dzieje?
Wciąż nie uzyskiwałam odpowiedzi.
-Pytam co się tu dzieje?!
W tej chwili na salę wszedł lekarz.
-Panie doktorze, jedno pytanie. Będę chodzić?
-Emm...
Mężczyzna podszedł do moich nóg. uszczypnął mnie w stopę.
-Czujesz coś?
-Nie.
Wyciągnął igłę i mnie ukuł.
-A teraz?
-Nie.
-A więc... niestety. Nie będzie pani chodzić. Chociaż jest cień nadziei. Dzięki operacji i rehabilitacji, będzie mogła pani stanąć na nogi.
-Nie chcę żadnej operacji! Po prostu za długo tu leżałam i to dlatego nie mam czucia w nogach.-próbowałam jakoś się "pocieszyć".
Doktor rozłożył ręce. Świetnie.
Podsumowując: byłam w totalnej załamce. Przyjaciel wyznał mi miłość, po czym mnie zostawił. Dowiedziałam się, że już nigdy nie stanę na nogi. Cały świat mi się zawalił.
-Wybudziła się!-rozpoznałam głos przyjaciółki.
-Agnes?-wydusiłam.
-Tak, to ja. Jak się czujesz?
-Dobrze, ale gdzie ja jestem?
-Jesteś w szpitalu. Miałaś z Maksem wypadek. Leżałaś tu prawie 6 tygodni.-wtrąciła się mama.
-Wy... wy... wy... wypadek?!-powoli zaczęłam sobie wszystko przypominać.-To gdzie jest Maks?
-On...-zaczął tata.-Wyjechał...
-Wyjechał?! Ale gdzie?
-Do Polski. Jego kuzynka nie żyje. Musiał wyjechać. Pomóc rodzinie i takie tam.
-Na ile?
-Na rok.-powiedziała Agnes.
W jednej chwili poczułam jak cały świat mi się sypie. Chciałam do niego zadzwonić, ale nie wiedziałam gdzie jest telefon.
-Mamo, gdzie jest mój telefon? Podasz mi go? Chcę zadzwonić do Maksa.-zwróciłam się do mamy.
Niestety nie uzyskałam odpowiedzi.
-No dobrze. Sama go przyniosę.
Próbowałam wstać, ale nie umiałam. Nie miałam władzy nad nogami. Spojrzałam na rodziców przerażona, oni patrzyli tylko z litością w oczach. Popatrzyłam na Agnes, zauważyłam łzę na jej policzku.
-Co się dzieje?
Wciąż nie uzyskiwałam odpowiedzi.
-Pytam co się tu dzieje?!
W tej chwili na salę wszedł lekarz.
-Panie doktorze, jedno pytanie. Będę chodzić?
-Emm...
Mężczyzna podszedł do moich nóg. uszczypnął mnie w stopę.
-Czujesz coś?
-Nie.
Wyciągnął igłę i mnie ukuł.
-A teraz?
-Nie.
-A więc... niestety. Nie będzie pani chodzić. Chociaż jest cień nadziei. Dzięki operacji i rehabilitacji, będzie mogła pani stanąć na nogi.
-Nie chcę żadnej operacji! Po prostu za długo tu leżałam i to dlatego nie mam czucia w nogach.-próbowałam jakoś się "pocieszyć".
Doktor rozłożył ręce. Świetnie.
Podsumowując: byłam w totalnej załamce. Przyjaciel wyznał mi miłość, po czym mnie zostawił. Dowiedziałam się, że już nigdy nie stanę na nogi. Cały świat mi się zawalił.
Subskrybuj:
Posty (Atom)