niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział drugi

Obudziłam się dosyć wcześnie jak na mnie, 7:00. Zrobiłam to co zawsze rano, uczesałam się, przebrałam w TO, rzęsy jak zawsze przeciągnęłam lekko tuszem, spryskałam się perfumami i pojechałam do kuchni aby coś zjeść. Zastałam tam tatę.
-Dzień dobry, Alex.-powiedział wesoło.-Co tak wcześnie?
-Ach, nie mogłam dłużej spać. A ty? Nie w pracy?
-O matko! Faktycznie! Powinienem tam być 20 minut temu!-powiedział zaskoczony.-A niee... Czekaj... Jestem tam szefem i mogę przychodzić kiedy chcę.
-Heh, ale wiesz, że jak Ciebie tam nie ma to Pipino przejmuje władzę nad firmą.-Pipino to hiszpański czy jakiś tam projektant mody.
Tata, znów zrobił zaskoczoną minę. Pożegnał się ze mną i wybiegł z domu. Zrobiłam sobie śniadanie i pojechałam do salonu. Przesiadłam się z wózka na kanapę, włączyłam telewizor i zaczęłam jeść. Akurat puszczali jakieś głupie kreskówki. Skończyłam jeść, położyłam talerz na stoliku i włączyłam jakiś film, a za nim następny, i następny. Nim się obejrzałam była godzina 11:30. Jak ten czas szybko leci. Nie dokończyłam ostatniego filmu. Nie ciekawił mnie za bardzo. Wzięłam talerz i pojechałam do kuchni, umyłam go, nalałam sobie do szklanki soku bananowego i pojechałam do ogrodu. Ciepłe promienie słoneczne padały na moją twarz. Miałam bardzo dobry humor. Przypomniało mi się jak siedziałam w tym ogrodzie z Maksem. Rozmawialiśmy o przyszłości. Ja mówiłam mu do czego najbardziej dążę w życiu, a on się rewanżował tym samym. Często też uczył mnie mówić po polsku. Tego dnia dowiedziałam się o nim wiele. Mogłam go spokojnie nazwać najlepszym przyjacielem. Ta... fajny mi przyjaciel... Zostawił mnie wtedy gdy go najbardziej potrzebowałam. Tak się przyjaciel nie zachowuje... To miała być przyjaźń na zawsze, a okazało się, że to nic nie warta, przelotna znajomość. Smutno mi się zrobiło. Ale wiedziałam, że nie warto się przejmować kimś takim. Szkoda nerwów. Rozumiem, jego kuzynka nie żyje... Ale to raczej nie jest powód by zostawić mnie na zawsze i całkowicie odciąć ze mną wszelki kontakt.
Z rozmyśleń wyrwał mnie znajomy głos.
-Gotowa?
Tak, to Harry mnie znalazł...
-Już?!-zdziwiłam się.
-No 14.
-O jej.-spojrzałam na zegarek.-Faktycznie.
Tak długo siedziałam zamyślona, że kompletnie straciłam poczucie czasu.
-Jestem gotowa.-uśmiechnęłam się do brata.
-No to w drogę.
Zaprowadził mnie pod swoje auto, wózek schował do środka i pomógł mi usiąść na miejscu pasażera.
-Gdzie jedziemy?
-Do naszego domu. Wiesz, opowiadałem wam o nim.
-A tak...
Faktycznie, Harry coś wspominał o jakiejś willi, ale nie zbyt się tym przejęłam. Całą drogę rozmyślałam o tym jacy są chłopcy i jaki mają dom. Nagle samochód się zatrzymał. Stanęliśmy pod domem Louisa.
-To gdzie w końcu jedziemy?
-No do tego domu. Ale najpierw podjechałem po Lou i Agnes.
-Agnes też jedzie?
-Tak, ona też bardzo chciała ich poznać.
-Uff, to dobrze.
Cieszyłam się, że Agnes jedzie z nami. Niby miałam Harrego, ale ona też ich nie znała i ogólnie z nią było mi jakoś "raźniej".
Długo nie musieliśmy czekać. Szybko zza drzwi wyszła przyjaciółka, a za nią Louis. Ubrana była w TO.
Otworzyli drzwi z tyłu i wsiedli do samochodu.
-Hej, Alex, hej Hazz.
-Hej, Agnes i Lou.-odpowiedzieliśmy chórem.
-Ty też zamierzasz poznać tych "idiotów"?-zwróciła się do mnie śmiejąc się.
-Haha, tak.-uśmiechnęłam się.
Droga minęła szybko, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, a nawet śpiewaliśmy.
Nagle samochód się zatrzymał, wyjrzałam przez okno i mnie zatkało. Podobnie jak Agnes. Naszym oczom ukazała się ogromna willa z basenem. Fakt, byłam przyzwyczajona do luksusów, ale zdziwiłam się, że Harry ma taki dom.
-Jesteśmy na miejscu.-oznajmił.
Wszyscy wyszli z auta, Louis z Harrym pomogli mi wsiąść na wózek, Agnes go prowadziła.
-Piękny dom.-powiedziała jak zahipnotyzowana.
-Dzięki.-powiedzieli chłopcy chórem.
Lou otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Było pięknie, nie biorąc pod uwagę ogromnego chaosu. Na podłodze były rozsypane chipsy, popcorn, żelki i nie wiadomo co jeszcze. Nikogo oprócz bałaganu tam nie zastaliśmy. Usłyszeliśmy krzyki dochodzące z  jakiejś ogromnej sali. Po całym domu roznosiło się echo. Gdzie oni byli? Spojrzałam na Harrego pytająco.
-Są w basenie.
-Macie dwa baseny?
-Jasne. Czemu nie?-wtrącił się Lou.
Dotarliśmy do jakiegoś dziwnego, ciemnego korytarza, było w nim dużo drzwi prowadzących do jakiś pomieszczeń. Harry wziął mnie na ręce, a Louis wziął wózek. Agnes otworzyła drzwi. Krzyki było słychać coraz "lepiej".
-Ty debilu!
-No co?! Głodny byłem!
-Co mnie to obchodzi! Wyławiaj to!
-No dobra! Tylko się nie drzyj!
Zeszliśmy na dół. Wciąż było ciemno. Brat posadził mnie na wózku i zapalił światło. "szliśmy" przez krótki korytarz, aż w końcu moim oczom ukazały się szklane drzwi, jednak nie było widać co jest za nimi.
-Ściągnijcie buty.-powiedział Louis.
Każdy zrobił tak jak kazał Lou. Harry znów wziął mnie na ręce i weszliśmy do środka.
Była to chyba jakaś szatnia, bo na ścianie wisiały ręczniki, różne koła ratunkowe itp.
-Rozbierajcie się.- powiedział brat, po czym posadził mnie na podłodze. Wszyscy zaczęliśmy się rozbierać. O dziwo każdy miał stój kąpielowy. Ja też. Przed wyjazdem planowałam się trochę poopalać. Hazz znów wziął mnie na ręce i weszliśmy do lekko oświetlonej sali. Wyglądała TAK. Po raz kolejny ścięło mnie z nóg.
-Gotowa?-zapytał brat.
-Tak.
Myślałam, że zapytał czy jestem gotowa na to żeby się z nimi zapoznać, a ten debil wskoczył ze mną do basenu. Za nami wskoczyli Louis i Agnes. I tak się zaczęła nasza znajomość z One Direction...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz